loader image

L ATARNIK

 

Z jednej strony praktyczny inżynier, z drugiej – romantyk i rzeźbiarz. W 2001 roku kupił i wyremontował latarnię morską w Gdańsku-Nowym Porcie. Inwestycja była kompletnie nieopłacalna, ale za to stała się najważniejszym projektem jego życia. Swoją charyzmę odziedziczył po ojcu, profesorze Stefanie Michalaku, lekarzu, oficerze marynarki morskiej, który po wojnie odbudował Gdańską Akademię Medyczną. Obaj, ojciec i syn, choć różnych zawodów, mieli wspólną pasję – morze.
Stefan Jacek Michalak, syn profesora Stefana Michalaka, jest inżynierem, fizykiem, podróżnikiem, rzeźbiarzem, pisarzem. Swoje życie zawodowe związał z radiotelekomunikacją. Instalował systemy radiowe na dalekiej północy i w Arabii Saudyjskiej.
Od ponad 40 lat mieszka w Montrealu, ale swoje mieszkanie ma także na gdańskim Chełmie. Odkąd został właścicielem latarni morskiej w Nowym Porcie, pół roku spędza w Polsce, a pół w Kanadzie. Jako latarnik ma sporo obowiązków. Codziennie rano wciąga na maszt flagę Gdańska. Potem uruchamia kulę czasu, 1000-watową lampę latarnianą i reflektory umieszczone w kasetonach, które podświetlają ekspozycję muzealną. Dla zwiedzających włącza też nagrany na płytę szum morza.
Przez osiem godzin czeka na chętnych, którzy chcą posłuchać o historii latarnictwa i wspiąć się po 114 schodach na górę. Stawia pamiątkowe pieczęcie i rozdaje różnego rodzaju materiały informacyjne. Na koniec zamyka obiekt, spuszcza flagę na dół i jedzie do domu na obiad.
– Ta latarnia miała być spełnieniem marzeń, a stała się projektem mojego życia – śmieje się Stefan Jacek Michalak. – Wróciłem tu, nad morze, gdzie się wychowałem i spędziłem dzieciństwo. Bo każdy, kto się urodził nad morzem, całe życie za nim tęskni. Tak było ze mną i z moim ojcem.

„Każdy, kto się urodził nad morzem, całe życie za nim tęskni. Tak było z moim ojcem i ze mną.”

– Jacek Michalak

W Michalaku, który za swoje rodzinne miasto uważa Gdańsk, bo 8 kwietnia 1945 roku razem z rodzicami jako półtoraroczny chłopczyk trafił tu z Warszawy, płynie morska krew. Jego dziadek Szczepan Michalak urodził się rodzinie wiejskiego kołodzieja w Starym Grodzie w południowej Wielkopolsce i w 1900 roku, w wieku 18 lat, wyemigrował do Kilonii, wielkiego miasta i portu w północnych Niemczech, gdzie mieszkał i pracował przez następne dwie dekady. Tam został mistrzem stolarstwa artystycznego i dzięki swoim wielkim talentom, artystycznemu i organizacyjnemu, doszedł, Polak wśród Niemców, do pozycji kierownika stolarni w największej tamtejszej stoczni, Howaldt-Werft. Było to w czasach, kiedy piękny wystrój salonów, kabin kapitańskich i mes oficerskich, wykonany z rzadkich, egzotycznych gatunków drewna, stanowił dumę każdej stoczni świata. W 1919 roku, po odrodzeniu niepodległej Polski, Szczepan Michalak wrócił do ojczyzny i pracował jako instruktor stolarstwa artystycznego w Państwowej Szkole Sztuk Zdobniczych (późniejszej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych) w Poznaniu. Jego syn – a ojciec Stefana Jacka Michalaka – dr Stefan Michalak, po ukończeniu w 1933 roku studiów medycznych w Poznaniu, pływał przez kilka lat jako lekarz okrętowy na wielu znanych polskich statkach: „Warszawie”, „Darze Pomorza” (w tym rejs na Galapagos, Tahiti i przylądek Horn) oraz transatlantykach „Piłsudski” i „Batory”, w czasie okupacji pracował jako lekarz epidemiolog w Państwowym Zakładzie Higieny w Warszawie, a w kwietniu 1945 roku przybył z ramienia rządu polskiego do płonącego jeszcze Gdańska, gdzie został organizatorem i pierwszym dyrektorem Szpitala Miejskiego i współtwórcą tworzonej na jego bazie pierwszej w Polsce Akademii Medycznej w Gdańsku. Zginął bohatersko śmiercią marynarza w 1947 roku, spiesząc na ratunek dwóm tonącym w Morzu Bałtyckim. Jego pomnik, jeden z najpiękniejszych w Gdańsku, zdobi dziś plac jego imienia przed gmachem głównym Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Również matka Stefana Jacka, Halina, pływała przez dwa lata na transatlantyku „Piłsudski” jako pielęgniarka.

M

 

Stefan Jacek Michalak, po studiach elektroniki na politechnikach w Gdańsku i Warszawie i kilku latach pracy jako inżynier i marynarz w Niemczech, przeniósł się w sierpniu 1969 roku na stałe do Kanady. Zamieszkał w pięknym trzymilionowym Montrealu i jednocześnie w równie niezwykłym miejscu miał letni domek: w Rivière-du-Loup, gdzie Rzeka Świętego Wawrzyńca wpada do Oceanu Atlantyckiego, osiągając tam 25 kilometrów szerokości i 30 metrów głębokości. Po obu jej brzegach i na wyspach w jej nurcie wznoszą się piękne latarnie morskie, które Michalak przez całe lata obserwował, choćby tylko spoglądając przez okno. A lubił na nie patrzeć, gdyż – jak mawia – symbolizują one dla niego wszystko to, co w człowieku najlepsze: chęć ostrzegania przed niebezpieczeństwem, chęć ratowania w katastrofie, chęć niesienia pomocy rozbitkom, chęć wskazywania właściwej drogi w życiu. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku, po upadku komunizmu, zaczął odwiedzać Polskę, i gdy ujrzał ową zaniedbaną i niszczejącą, ale jednak zachowującą swoje dawne piękno latarnię w Gdańsku Nowym Porcie, powiedział sobie: „To coś dla mnie, ta latarnia musi być moja!”. Już wówczas wiedział, że nie chce jej jedynie po to, by samemu się nią cieszyć, ale by móc udostępnić ją wszystkim do zwiedzania. I to jego marzenie spełniło się.